Borykając się z myślami....wzięłam sprawy w swoje ręce i pomalowałam w końcu na BIAŁO!!!!
Wystarczyła jedna sobota....Tomek jak wszedł do domu, spytał czy mój lekarz nie może mi wprost powiedzieć, że jestem wariatką....
No tak...gdyby to on miał to zrobić, zajęłoby mu to co najmniej dwa tygodnie samych przygotowań...nie mówiąc już o samym malowaniu...
A ja tu rach ciach i po krzyku....kuchnia pomalowana.....
Najwięcej kłopotu to z malowanymi kafelkami miałam, drewnianą łopatką zdrapywałam farbę, którą jakiś czas temu odważnie chlapnęłam ...
Okazało się, że stare kafelki w ich naturalnym kolorze, wyglądają znacznie lepiej.....nie, O NIEBO LEPIEJ .....
mhy....jak to się gusta zmieniają, no....:)
- spokojnej nocy, bo burzowo-pogodowo dziś -
Wszyscy faceci są tacy sami :) Zanim zaplanują, to my już zrobimy :) Wyszło lux! Pozdrawiam Cię serdecznie.
OdpowiedzUsuńTe Tomki coś mają z długoterminowymi remontami, z moja pierwsza kuchnią tez tak zrobiłam pomalowałam gdy był w pracy i już. Pięknie ci wyszło. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńJa na pomalowanie ściany czy zawieszenie ramki na zdjęcia muszę pół roku zawsze czekać:) Chyba jedynie mój tato jest tu wyjątkiem!
OdpowiedzUsuńNo i ja również jestem wielbicielką malowania kafli:) Jak wpadłam na pomysł pomalowania łazienki i kibelka..i szukałam w Liroyu farby..to sprzedawcy się w głowy pukali:) A wyszło REWELACYJNIE. Fajna kuchenka..uwielbiam ziółka na parapetach:)Pozdrawia mama 9 miesięcznej Lenki:)
I jak ta farba sie trzyma? Mam tez takie myśli, ale jak z trwałością?
Usuńale tu pięknie :))))
OdpowiedzUsuńPiękna ta Twoja kuchnia! A białe ściany i mi chodzą od pewnego czasu po głowie. I chyba tez sama się ta to wezmę!!!
OdpowiedzUsuń