Opiekując się synkiem praktycznie 24 godziny na dobę, czasem mam tego kompletnie dość!!!! Tak, właśnie!!! I mimo, że moje dziecko to anioł, ma częściej lub rzadzej dni na "marudkanie". Czyli po nieprzespanej nocy, wstaje rano o 6 - płacze, nakarmię go i przewinę a on płacze. Przytulę - płacze ... mówię - Bruno do jasnej ciasnej, co Ci jest .. - A on co??? Płacze. Tomka oczywiście nie ma, bo znowu w pracy a ja sama z dzieckiem w domu. Myślę sobie - zaraz przestanie wyć, przecież nie może płakać w nieskończoność!!!!!
Po 2 godzinach ciągłego przytulania, bujania, zachęcania do ciamkania smoczka, sytuacja nie ulega zmianie ... moje potrzeby już przestają mieć znaczenie, bo przecież miałam zjeść śniadanie, miałam umyć zęby, miała się wysikać i przebrać koszulkę nocną, na której mam dwie wielkie plamy od mleka... ale przecież ja się tu nie liczę, bo ON płacze!!!!
Zaciskam zęby!!! Nagle dzwoni Tomasz - Cześć Kochanie, tak za Wami tęsknie - mówi czule przez telefon. A ja mu na to - Nie deneruj mnie jeszcze bardziej!!!! Zostawiłeś nieumytą szklankę po herbacie i porozrzucane skarpety!!!! Masz mnie za kurę domową czy jak???? Muszę kończyć, bo mały płacze - i rzucam słuchawką!!....
Po kolejnych dwóch godzinach przestaje wreszcie marudkać ... i zasypia!!!! Mam wrażenie, że przeszło po mnie stado osłów albo nie, słoni!!!!!!! Boli kręgosłup.Nie słyszę własnych myśli, bo ciągle slyszę ten płacz nieszczęsny!!!! I kiedy chcę wstać z kanapy, na której leży utulany do snu mój diabełek, koncert zaczyna się od początku :/// O zgrozo!!!! - myślę - Czym sobie na to załużyłam :(:( Ku .....!!!!! Już teraz siku to mały pikuś !!!! - rozpaczam. Więc co robię???? Wkładam Buna do fotelika dziecięcego i zabieram ze sobą do łazienki ... a on o dziwo na chwilę milknie. :D. Pózniej obiad, który trzeba przygotować :/ jedną nogą stoję a drugą bujam fotelik i dawaj smażę kotlety!!!! No a później kolejna dawka emocji!!! i tak dalej ... aż do przyjazdu Tomasza z pracy, bo przecież do czasu, kiedy on się w domu raczy pojawić, Bruno przestaje płakać :D:D Kochany !!!!! Dla taty przecież wszystko!!!!
I z chwilą, gdy Tomek wkłada klucz do zamka i wchodzi do domu, ja pędzę do drzwi, w ręku trzymając Bruna i z ulgą na twarzy przekazuję mu maleństwo pod opiekę :D:D - Od tej chwili zajmujęsz się nim TY - deklaruję - Wychodzę - mówię. Mina jego bezcenna a ja mam w końcu chwilę spokoju.
Kiedy wracam, znowu jestem lepszą mamą... mój synek to największy aniołek, bo znowu się do mamy uśmiecha a ja mam znowu siłę do opieki nad nim i większą cierpliwość.... mąż wtedy też jest najkochańszy na świecie. Wszystko wraca do nomy :)
ehheheh to jest dobre ;) skąd ja to znam hmmmm.... a jak bdzię miał dzień wolny to pewnie powiesz jutro twój dyżur z małym ja chce się w końcu wyspac pozdro spoko Blog :))
OdpowiedzUsuńuwielbiam ten Twój blog Kochana, jakbyś czytała w moich myślach... niekoniecznie tych tu i teraz, ale moje macierzyństwo od samych początków wyglądało podobnie, a mój mąż też tak ze mną miał
OdpowiedzUsuńpozdrawiam serdecznie
dorota
p.s.czekam na kolejne
ahahhahahah BOSKIE!!! Samo życie!!!Też to zanm :)))
OdpowiedzUsuńBuziaki:***
-Ela