czwartek, 13 września 2012

kobieto - bądź sobą!






"Bardzo trudno wiedzieć, czego się właściwie chce, jeśli przytłacza nas to, czego powinniśmy chcieć"


                                                  Marianne Williamson "Powrót do miłości"




To prawda, jakże często nie wiemy, kim jesteśmy, jakie są nasze wartości, ponieważ jako grzeczne dziewczynki przyswajałyśmy wartości naszych rodziców, nauczycieli, wychowawców, a później  dostosowywałyśmy swoje życie do wymogów najbliższych i społeczeństwa. Takie jesteśmy jako kobiety: stworzone na usługi, zawsze z kimś, zawsze dla kogoś, zawsze myślące o innych, ponieważ tak być powinno, zapominając czego naprawdę chcemy i co jest dla nas najważniejsze.
Na szczęście rozwój człowieka dokonuje się przez całe życie. Bez względu na to, jak układało się twoje, teraz możesz świadomie zająć się sobą i swoimi własnymi wartościami. 
Nieświadomy rozwój rzadko daje satysfakcję.





Nie, to nie moje słowa de facto. Napisała to psycholożka Iwona Majewska-Opiełka w książce "Czas kobiet", którą poleciła mi moja przyjaciółka Karola - za co jestem jej ogromnie wdzięczna.

Dlaczego o tym piszę? Mhy... bo książka jest fajna - ktoś, by kiedyś mi  powiedział, że książki nie mogą być fajne...prędzej ciekawe :) ale to takie małe wspomnienie osoby, do której kiedyś miałam słabość :)

Załóżmy zatem że jest ciekawa. Ale, to nie to skłoniło mnie do tego, by o niej napisać. 

Jest mi bliska, bo jak ją czytam to tak, jakbym czytała o sobie. Wiele spraw całkiem przyziemnych porusza....jest mowa o kobiecości. I nic w tym  dziwnego nie jest, że ja jako kobieta mogę się tym zainteresować, ale dziwne jest  to, że czytając ją odkrywam na nowo swoją kobiecość. Kiedyś całkowicie niezależna, teraz żona, matka.... ale ciągle kobieta myślałam, że to co powiem, jak zrobię i zaplanuję będzie tak jak chcę. I kiedy w zderzeniu z rzeczywistością, mężem, dzieckiem trzeba zmienić to, co się chce w to co się ma - czasem trudno było się z tym pogodzić. Chodzi mi o to, że nie da  się  być perfekcjonistą, pedantem, niezależną kobietą, kiedy ma się rodzinę i albo zaakceptujemy ten fakt albo będziemy prowadzić nieustającą walkę z samą sobą.


Tak, jestem kobietą, i chociaż wiele mam cech męskich z psychologicznego  punktu widzenia - lubię dominować, być niezależna finansowo, odgrywać rolę krupiera, który rozdaje karty...to nadal jestem kobietą. Kobietą, która z psychologicznego punktu widzenia posiada w sobie jednak większą część pierwiastka żeńskiego - jest czuła, opiekuńcza, dba o domowe ognisko i jest uległa. 


Odnoszę wrażenie, ze w dzisiejszych czasach nie można być uległą mężowi, zarabiać mniej niż mężczyzna.... bo kobieta ma być na maska niezależna....A kto powiedział, że nie można znaleźć swojego złotego środka. To co męskie zostawić mężczyznom, to co kobiece - kobietom.

I nie muszę się wtedy upierać (bo jestem niezależna, lepiej prowadzę samochód od faceta) kiedy chcemy razem jechać autem, że muszę prowadzić ja a nie on. Daję mu szansę się wykazać, jeśli czuje taką potrzebę.


Nie widzę w tym nic złego, że gdy mąż przychodzi po po pracy do domu czeka na niego ciepły obiad - jeśli i ona i on mają z tego frajdę, czemu nie!!!

Albo fakt płacenia za siebie w knajpie...kiedyś to była kwestia mojego honoru - facet za mnie nie zapłaci i już, przecież stać mnie - teraz to kwestia kompromisu.

i jeśli chcemy być kobietami, które stawiają pracę ponad dom - czemu nie - hyle czoła kobietom, które tak potrafią! Kobiety, które zostają w domu i zajmują się wychowaniem dzieci, doceniam za odwagę! Ale nie musi być wszystko czarno-białe.


Chce być kobieca - chce zachować to co we mnie żeńskie - niech ten mąż jest głową rodziny i zarabia więcej niż ja, niech prowadzi auto, gdy siedzę obok i zaprasza na kolacje, za którą sam zapłaci. Ale to ode mnie będzie zależało jak ma być nakryty stół, jak przyjdą znajomi, jak ma być ubrany Bruno, gdy idzie do przedszkola i co ugotuję na obiad. Jeśli tak podzielimy role i ja i on pójdziemy na kompromis obu płci, będziemy szczęśliwi.

I jeśli wiemy czego chcemy, róbmy to, w zgodzie z własnym sumieniem, wrażliwością i kobiecością.  Pamiętajmy, że w  kobietach jest piękna siła spokoju i cierpliwości, której brak mężczyznom z psychologicznego  punktu widzenia - są po prostu inaczej skonstruowani - oczywiście nie oznacza to, że gorzej. Inaczej...bądźmy więc różni od  siebie  zachowując swoje cechy gatunku.


polecam. na dobnranoc, na wolne popołudnie - Iwona Majewska-Opietka "Czas kobiet"


Ps. trudno pisze się na klawiaturze, bez  spacji.... efekt majsterkowania mojego syna....takie to męskie...


4 komentarze:

  1. Hmmmm:) Staram się być sobą...ale czasami dwoję się i troję, żeby wszystko miało tzw. ręce i nogi:) staram się być niezależna pod wieloma względami:) w myśl zasady "umiesz liczyć licz na siebie" :):) Wkurzam się na wiele rzeczy ale wiem, że i tak ja zrobię najlepiej-kurcze to po co się wkurzam:( aaaaa i mój mąż jest akurat bardzo spokojny, ja jestem bardziej energetyczna:) i jest ok:) czsami tylko "idę w powietrze" :) pozdrawiam Edyta

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mój mąż też należy do tych spokojnych - dla niego nie ma nic oprócz czerni i bieli:) .... Ja też jestem nerwusem, chciałabym żeby Tomasz mi pomagał, ale zarazem wiem, że zrobię to lepiej niż on - i spalam się potwornie ... bardzo się staram nad tym pracować... bo wiem, że potrzebna jest mi jego pomoc w wychowaniu Bruna, że coś zrobi inaczej niż ja chcę, ale nie oznacza że gorzej... i muszę to zaakceptować bo inaczej wystrzelę w powietrze :):) ... nauczyłam się liczyć do dziesięciu :):) poniekąd pomaga, gadam z nim jak opadną mi emocje, bo wtedy łatwiej spojrzeć na to wszystko z boku (kiedyś szalałam z wściekłości i doprowadzałam do awantury).

      I wcale nie oznacza to też, że już tego nie robię - staram się jak tylko mogę opanować się.... bo jest mi z tym o wiele lepiej... i czasem wolę udawać bezradną by mój mąż mógł na białym rumaku przybiec na ratunek.

      Kobiety mają w sobie piękną mądrość - piękną czyli taką, która pozwala łagodzić konflikty, doprowadzać do kompromisów - niestety niektóre kobiety o tym zapominają i walczą na noże...pytanie tylko z kim? - z samą sobą :)

      Usuń
  2. I'm amazed, I must say. Rarely do I come across a blog that's equally educative and enteгtаinіng, аnԁ without a dοubt,
    you have hіt the nail on the head. The issue is something
    too fеw peoρle are speaking intеlligently about.
    І am very happy thаt I came across this during my hunt for somеthing relating to this.
    Here is my page ; wesela

    OdpowiedzUsuń
  3. hmmm ja zawsze staram się być sobą :) ale nie jest to takie proste...najtrudniej jest w małżeństwie...

    OdpowiedzUsuń