czwartek, 1 grudnia 2011

cieszmy się sobą...

  ...cieszmy się sobą, wspólnym czasem i miłością jaką możemy siebie obdarzać ... dużo zrozumiałam...to był ciężki czas dla naszej rodzinki...mam nadzieję, że wiele się nauczyliśmy....  


Nie było mnie tu bardzo długo...długo, bo wiele rzeczy w naszym życiu się zmieniło....i z kilkoma problemami musieliśmy się zmierzyć...Nawet nie wiem od czego zacząć...Może od początku...

... mój powrót do pracy...Mały nie mógł się przestawić, że mamy nie ma tak długo w ciągu dnia. W nocy budził się niemalże co godzinę...i nie chciał spać....Wieczorne mleko musiało być tylko dawane przeze mnie...

Z jednej strony cieszyłam się niezmiernie, że wróciłam do pracy, że się realizuję...rozwijam pasję...z drugiej jednak czułam, że ciągle coś mnie omija....A to mały zaczął samodzielnie stawać, a to zaczął oglądać z pasją inne bajki itp.......I ten cholerny brak czasu na wszystko....kiedy wracam do domu, brakuje mi sił na zrobienie obiadu...jest chwila na zabawę z Brunem...no i potem on idzie spać...Rano jest czas tylko na buzi...kiedy wychodzę do pracy...ciężki jest los mamy pracującej. Czas wolny od pracy...to często 100% dla Bruna...ale wiadomo...a to zakupy trzeba zrobić, a to pozałatwiać ważne sprawy... i czas ten się kurczy...a gdzie czas for me??

I powiem szczerze....chcąc pracować w moim zawodzie trzeba dawać z siebie 100%... nawet 200%....ale rozmawiając z innymi mamami odnoszę wrażenie, że każda z nas boryka się z takim problemem... Teraz w każdej pracy trzeba dawać z siebie wszystko...Ciągły brak czasu, zmęczenie...tęsknota za maluszkiem...I chociaż chciałoby się być mamą najwspanialszą na świecie, taką na bum cyk cyk ....to zwyczajnie się nie da.... I jak sobie przypomnę moje przemyślenia, gdy nie pracowałam na pełen etat....trochę śmiać mi się chce...bo w sytuacji, gdy byłam z maluszkiem w domu i pracowałam dorywczo...obowiązki były, ale inne...czas zorganizować też można było inaczej...i na jogę w domku czas też się znalazł....Teraz, kiedy czas pracy jest niezależny ode mnie....trudno ustawić wszystko tak, by było jak w zegarku...

No i wisienka na torcie...naszych zmagań...jeśli mogę tak napisać...Od dwóch tygodni walczymy z chorobami. Na początek ja...zapalenie oskrzeli....potem mały coś zaczął źle się czuć....W końcu trafiliśmy do szpitala...Bruno z gorączką i szmerami w oskrzelach...nie chciał już kompletnie nic jeść....Załamałam się...gdy zobaczyłam nasze polskie warunki szpitalne....spanie na materacu przy łóżeczku dziecka, pod własnym kocem... materac przy materacu...w nocy ciężko było przejść...to tylko niektóre z frustrujących rzeczy z jakimi się spotkaliśmy...ale mogło być gorzej....W szpitalu zaraziliśmy się rotawirusem....zaraziliśmy, bo zarówno Bruno jak i ja ciężko to odchorowujemy....Na domiar złego nasza niania również padła ofiarą rota...zaraziła się od nas... Dzięki Bogu...Tomasz jeszcze się trzyma...

I pewnie każda mama przyzna mi rację....dwa tygodnie wolnego w pracy...to dla pracodawcy sygnał...o braku mojej dyspozycyjności...wiem, że są różne sytuacje, które ciężko przewidzieć...ale pracuję zaledwie 2 miesiące po urlopie macierzyńskim...strach w tym przypadku jest ogromny....wiadomo, że dziecko jest najważniejsze i nic tego nie zmieni...ale świadomość ciągłego przedłużania zwolnienia budzi niepokój....

I uwierzcie ... po tym wszystkim nie ma na nic już siły... marzę by wszystko wróciło do normy i było jak dawniej... Co najważniejsze....zaczęłam jeszcze bardziej cieszyć się z faktu, że mogę być z dzieckiem w domu i wieczorem w naszym łóżku leżeć i czytać mu bajki...i wiedzieć, że nasza rodzinka jest znowu w komplecie....RAZEM


I na zakończenie....cholernie mi przykro, że już czasu mniej jest również na blogowanie ... mam nadzieję, że poukładam trochę to moje zwariowane życie tak, by i na pisanie znaleźć czas....tymczasem trzymajcie się ciepło i przede wszystkim ZDROWO....

5 komentarzy:

  1. głowka do góry ;* napisała Anna M.

    OdpowiedzUsuń
  2. trzymam za Was kciuki, dobrze pamiętam spanie na LEŻAKU ... taki plażowym w łódzkim szpitalu, bo na materace nie było miejsca, więc wiem co czujesz, ale to minie, to zmęczenie, ten lekki lęk ... pozdrawiam z podlasia

    OdpowiedzUsuń
  3. :* podpisuje się pod przedmówczynią

    OdpowiedzUsuń
  4. Paula, jejku, ale się Wam trafiło :( Trzymajcie się Kcohani cieplutko i zdrowo! Przesyłamy Wam całusy. Uściskaj Bruna od dziewczyn.

    OdpowiedzUsuń
  5. zima to trudny okres, dni coraz krótsze a słóńca coraz mniej, ale łącze się w nadzieji na lepsze jutro i na znalezienie czasu na blogowania, zdrówka i uśmiech życze i fajnie po zmierzeniu sie z trudnymi rzeczami w życiu wróciłaś pełna zapału

    OdpowiedzUsuń