
Trochę mnie tu nie było...w sensie emocjonalnym...i w sensie większych przemyśleń.... Tyle się tego nazbierało, że nie wiem od czego zacząć...Wydarzyło się kilka spraw. Po pierwsze Bruno już ma 4 ZĘBY!!!!!!! Pierwsze jedynki wyszły bez większego hałasu. Gorzej było z kolejnymi ząbkami, bo zamiast kolejnych jedynek wyszły dwie dwójki??!!!! Bez płaczu i zgrzytania zębów się nie obeszło.... :(
Po drugie, były chrzciny, piknik pod gołym niebem i taka mała lub jak kto woli większa chandra..... A po trzecie, ale najważniejsze dla mnie na chwilę obecną to to, że zdecydowaliśmy się na nianię. Na razie jako opiekunkę dochodzącą, bo w sumie zaczęłam już pracować, ale nie w pełnym wymiarze i siłą rzeczy potrzebowałam kogoś do pomocy. Poza tym, rytm pracy Tomasza i jego wrodzony pracoholizm dał mi się ostatnio we znaki. Mały coraz starszy potrzebuje więcej zainteresowania a to pozostawało ostatnio tylko na mojej głowie...
Niania jak na razie opiekowała się Brunem tylko dwa dni i tylko kilka godzin, ale nie ukrywam, że kosztuje mnie to wiele nerwów. I wcale nie dlatego, że jest z nią coś nie tak. Po pierwsze poleciła mi ją koleżanka, której dzieckiem ta niania się zajmowała. Po drugie zrobiła na mnie piorunujące wrażenie, jeśli chodzi o podejście do maluszka. Jest jednak coś z mojej matczynej troski, co nie pozwala mi jak na razie w pełni odsapnąć, kiedy Bruna przy mnie nie ma. Myślę czy mu dobrze, czy nie płacze. Czy śpi a może się śmieje....
... no i może wyda się to okrutnie śmieszne, ale nie chcę, żeby Bruno polubił ją bardziej niż mnie :(:( By to zawsze mojej opieki się domagał, by jak zacznie chodzić i upadnie przybiegł do mnie się wypłakać.... i może to na razie tylko kilka godzin i kilka dni w tygodniu niania jest in the house, a ja już myślę o tym jak pójdę do pracy na cały etat i ona będzie przy nim a nie ja....
Jest też dużo pozytywów, jak sądzę....Mam czas na angielski, pracę na uczelni, czas na zakupy...i bez krępacji i podrzucania maluszka do babci idę do fryzjera...Mogę napić się również ciepłej kawy w domu, zjeść gorący obiad....co czasami przy opiece nad Brunim jest niemożliwe....Pewnie z czasem dorosnę do tego, że mój mały książę staje się już dużym chłopcem i ciągłe matkowanie mu do szczęścia nie będzie potrzebne, to i tak okres macierzyństwa chciałabym, żeby trwał jak najdłużej....nawet wtedy, gdy marudkanie daje ostro w kość....
Dedykuję ten post mamom, które już ten okres mają za sobą i tym, które zmierzą się z tym niedługo... powodzenia maj lejdis :*:*:*