piątek, 23 września 2011

zainspirowana złym humorem cd.

Na zdjęciu: MARYNISTYCZNA

Dziś tylko zdjęciowo...i tylko biżu :) To niesamowite jak ta mała dłubaninka poprawia mi humor :):):) O 180 stopni lepszy niż ostatnio:):) I dzień jakiś taki fajny :P:P:P Pozdrawiam!!! Ps. Przypominam, że moje projekty można również zobaczyć, dotknąć i kupić u Eweliny Bejgrowicz w Strefie Jogi na ul. Gimnazjalnej 6 w Bydgoszczy. Zachęcam również wszystkie mamy, by zapisały się na zajęcia od października :) Będzie można przychodzić z maluszkiem!!!! Takich zajęć jeszcze w naszym mieście nie było!!!!!. My z Brunim już się zapowiedzieliśmy :) Link do strony na moim blogu po prawej stronie :)



malinowa 


                                                                           pudrowa



                                                                            morska


                                                                         z motylkiem



                                                                   zielona z koniczynką



                                                                           ruda (maxi)





środa, 21 września 2011

zainspirowana złym humorem

Znowu mogę post zacząć od tego, że dawno mnie tu nie było... Ale jak zwykle dużo się ostatnio dzieje, no i jakoś czasu ciągle brak. Dziś kilka słów o moim małym szkrabiku, który poza tym, że rośnie jak na drożdżach, to już całkiem nieźle samodzielnie siedzi i taram taram: je samodzielnie chrupki i biszkopciki!!!!!!! I pewnie nie jedna mama powie - Mój to już od dawna, bo wszystko co ma w rączce trafia do buźki - Bruno jednak w tej kwestii postępował zupełnie inaczej. Nigdy nie pakował żadnych zabawek. Jedynie pieluszkę i rączki trafiały do buzi. Kiedy dałam mu chrupkę do ręki, ze zdziwieniem na mnie spojrzał... i jakby chciał powiedzieć - Ej stara i co ja mam teraz z tym zrobić??? Mhy??....
...  kilka wskazówek, delikatne kierowanie rączki z chrupką w stronę otwartego pyszczka, przyniosło upragniony rezultat. No i dumna mam jest!!! :)
Również rozłożenie kojca dla Bruna, nie było takim całkiem łatwym zadaniem :) Odkupiliśmy używany od mojej koleżanki Natalii...niestety bez instrukcji obsługi... :P:P:P:P Kilka dni marudzenia i stękania Tomasza zakończyły się sukcesem :) Stało się to, i mówię to z pełnym przekonaniem, całkiem przypadkiem. Ja już wkurzona do granic możliwości, chciałam żeby walający się, nie rozłożony kojec z powrotem został spakowany.... Tomaszowi szło to jak krew z nosa i kiedy już definitywnie miał zamiar to schować, udało mu się to ROZŁOŻYĆ :D:D I Tak od dziś mogłam Bruna tam usadzić :) Cieszę się tym ogromnie, bo słyszałam, że maluszki spędzające trochę czasu w kojcach, szybciej samodzielnie siadają i podnoszą się .... ale zobaczymy co z tego będzie :)



No i jeszcze moja biżu.... wczoraj natchnął mnie duch twórczy...no i doszła długo oczekiwana paczka z elementami :) A to efekt dłubaniny :) Biżu z dziewczynką i brązowa ze złotymi elementami są już sprzedane. Pozostałe czekają na swoje właścicielki :) Pytania przesyłajcie jak zwykle na maila: p.wisniewska@kpsw.edu.pl  








    




 A to już naszyjnik... :)




Jutro kolejna część mojej dłubaninki :) poprawiłam sobie tym ostatnio humor...więc skoro jest już taki dobry, to dalej podłubię :P:P:P:P 



piątek, 9 września 2011

i biżu i kulinarnie i brunoszkowo :)

 



 Dziś postanowiłam, że wrzucę zaległe fotki, te związane z biżu i te domowo-kulinarne też. Biżu dorobiło się swojego miejsca w STREFIE JOGI u EWELINY BEJGROWICZ :) (po weekendzie zdjęcia z pierwszego dnia otwarcia http://www.ewelinabejgrowicz.pl/)
I jeśli któraś z Was postanowi wpaść na GIMNAZJALNA 6 w Bydgoszczy, to tam znajdzie również moją małą dłubaninkę :) A to kilka moich ostatnich projektów :)


















Było ich ostatnio sporo, ale nie udało mi się zrobić wszystkim zdjęć....za szybko trafiły w ręce nowych właścicielek...  :)

A to już mój kochany synek, który ostatnio uwielbia swój nowy fotelik :) Ze zdumieniem patrzę na niego każdego dnia i nie mogę uwierzyć, że rośnie w mgnieniu oka... A tak całkiem niedawno siedział w moim brzuszku....taki mały orzeszek...Zdałam sobie z tego sprawę, gdy dziś odwiedziłam moją przyjaciółkę, która jest w 18 tygodniu ciąży...zanim się obejrzymy będzie już rodzić :P:P:P:P:P






I na koniec kulinarnie, bez większych szczegółów....Na początek szybko, niedrogo i smacznie....polędwiczka z ziemniaczkami i cebulką w sosie własnym :) Wszystkie składniki piekłam w piekarniku w 220 C. Włożyłam je w rękaw przeznaczony do pieczenia. Zalałam oliwą czosnkową doprawioną pieprzem, solą, ziołami prowansalskimi  i przyprawa do ciemnego mięsa. I gotowe :) Nic prostszego!!!




Sałatka poza tym, też prosta. Mieszanka sałat, szczypior, ugotowany ryż zwykły i dziki, posiekana świeża mięta, feta i sos vinegret. Sól, pieprz do smaku, jak kto woli :)
 A na deser wyszperałam przepis z fajnego bloga LAWENDOWY DOM ...a oto link...








Co prawda nędzna ze mnie kucharka -  Maliny wylądowały u mnie na spodzie, ale mam nadzieję, że następnym razem pójdzie mi lepiej :P:P:P:P:P 

POZDRAWIAM!!!!!!

Ps. BRUNO KOŃCZY 6 MIESIĘCY!!!! 

sobota, 3 września 2011

niania in the house!!!

Trochę mnie tu nie było...w sensie emocjonalnym...i w sensie większych przemyśleń.... Tyle się tego nazbierało, że nie wiem od czego zacząć...Wydarzyło się kilka spraw. Po pierwsze Bruno już ma 4 ZĘBY!!!!!!! Pierwsze jedynki wyszły bez większego hałasu. Gorzej było z kolejnymi ząbkami, bo zamiast kolejnych jedynek wyszły dwie dwójki??!!!! Bez płaczu i zgrzytania zębów się nie obeszło.... :( 

Po drugie, były chrzciny, piknik pod gołym niebem i taka mała lub jak kto woli większa chandra..... A po trzecie, ale najważniejsze dla mnie na chwilę obecną to to, że zdecydowaliśmy się na nianię. Na razie jako opiekunkę dochodzącą, bo w sumie zaczęłam już pracować, ale nie w pełnym wymiarze i siłą rzeczy potrzebowałam kogoś do pomocy. Poza tym, rytm pracy Tomasza i jego wrodzony pracoholizm dał mi się ostatnio we znaki. Mały coraz starszy potrzebuje więcej zainteresowania a to pozostawało ostatnio tylko na mojej głowie...

Niania jak na razie opiekowała się Brunem tylko dwa dni i tylko kilka godzin, ale nie ukrywam, że kosztuje mnie to wiele nerwów. I wcale nie dlatego, że jest z nią coś nie tak. Po pierwsze poleciła mi ją koleżanka, której dzieckiem ta niania się zajmowała. Po drugie zrobiła na mnie piorunujące wrażenie, jeśli chodzi o podejście do maluszka. Jest jednak coś z mojej matczynej troski, co nie pozwala mi jak na razie w pełni odsapnąć, kiedy Bruna przy mnie nie ma. Myślę czy mu dobrze, czy nie płacze. Czy śpi a może się śmieje....

... no i może wyda się to okrutnie śmieszne, ale nie chcę, żeby Bruno polubił ją bardziej niż mnie :(:( By to zawsze mojej opieki się domagał, by jak zacznie chodzić i upadnie przybiegł do mnie się wypłakać.... i może to na razie tylko kilka godzin i kilka dni w tygodniu niania jest in the house, a ja już myślę o tym jak pójdę do pracy na cały etat i ona będzie przy nim a nie ja....

Jest też dużo pozytywów, jak sądzę....Mam czas na angielski, pracę na uczelni, czas na zakupy...i bez krępacji i podrzucania maluszka do babci idę do fryzjera...Mogę napić się również ciepłej kawy w domu, zjeść gorący obiad....co czasami przy opiece nad Brunim jest niemożliwe....Pewnie z czasem dorosnę do tego, że mój mały książę staje się już dużym chłopcem i ciągłe matkowanie mu do szczęścia nie będzie potrzebne, to i tak okres macierzyństwa chciałabym, żeby trwał jak najdłużej....nawet wtedy, gdy marudkanie daje ostro w kość....

Dedykuję ten post mamom, które już ten okres mają za sobą i tym, które zmierzą się z tym niedługo... powodzenia maj lejdis :*:*:*